Mam wyjebane i kocham
i jestem i się czuję
a wierszyk się nie rymuje
bo nie mam sił na poezję
w ogóle sił mam tyle
że się wydaje, że jestem w tyle
że wszyscy świat zdobywają
a ja sam jeden - "narcyz brudny"
bez ofiar i wsparcia,
we własnych glutach i ślinie
wstaje, kurz strzepie,
dopiero gdy my minie
Bo człowiekiem jestem normalnym
szukam pracy i stabilności
i przyjaciół, by przychodzić w gości
i takie mam o sobie mniemanie.
idę za przyjaciół przykładem:
skromna praca, przyjaźń i mieszkanie
i co dzień tym wilczym śladem.
I pozwól sobie być dzieciakiem
I zagaduj na ulicy panią
i w niedziele zjedz lody ze smakiem
a zimą przejedź się sanią
I nigdy - kim jesteś, nie zapominaj
i wiesz, że wszystko jest dobre
i swego bólu nie wyklinaj
tylko go słuchaj - na złe i dobre
I nie obiecuj, tylko bądź i słuchaj
I nie próbuj być, tylko nosek dmuchaj
Komary mnie kąszą
w gąszczu węży
czekam aż pot mój
i krew się spienięży
jutro, kiedyś, za tysiąc lat
niech czeka życie, oddycha świat
a raczej tańczy, tańczy szalenie
tchu mi brakuje już na tej scenie
szukam po kątach, gdzie mógłbym zgnić
choć wszyscy mówią, że warto żyć
ten wierszyk napisałem ja,
pies Diogenes, który ucieka do lasu,
żeby nigdy z niego nie wrócić
ktokolwiek będzie próbował mnie wyciągnąć
będę gryźć, aż mnie puścicie!
im głębiej w las, tym więcej... *zwieew*
oto pan, wyobraził sobie świat
samotny jest, ze swoich został sam
stoi tam, u progu swoich lat
już nic nie zdąży opowiedzieć nam
nam czyli czemu?
bo aby go poznać, nie ma już nikogo
nie ma powodu do smutku, nie ma problemu
nikt już więcej nie zajmie się trwogą
bo to rzecz żywych, a nastał ich kres
kiedy ostatni z nich u progu życia jest
osuwa się pan
tytuł nadał sobie sam
tylko żywi by zrozumieli
sens tej abstrakcji, tych słów
a świat pusty będzie, i spokojny znów
istota żywa traci już zmysły
giną marzenia, nadzieje i pomysły
w tym jednym momencie
kajdany zrzucił czas
mierzony już nie będzie
przeminie
jakby w jeden raz
umarł pan
bez znaczenia ile przeżył lat
a wraz z nim
umarł cały świat